Globalne ocieplenie jest prawdopodobnie przyczyną przyjemnej, względnie ciepłej, w miarę słonecznej listopadowej jesieni. Jeżeli tak jest, to mam wątpliwości, czy ciepłolubni obywatele tej strefy klimatycznej będą dalej chętni w dopłacaniu do pakietu klimatycznego w walce z przywołanym zjawiskiem. I tak to w oczekiwaniu na „sen zimowy”, moje myśli krążą po całym obszarze tematów życia i jeszcze dalej. Serce zaś kołata się między nastrojami stanu depresyjnego, który to tradycyjnie powinien wystąpić o tej porze roku, a radosną arytmią, gdy oczy spojrzą za okno. Na prawie nagich drzewach sikorki wygrzewają się na słońcu i podlatując do zaokiennego karmnika podgryzają słoninkę. A jeszcze wiadomość o wiosennej wycieczce Jurka i Ireny do pobliskiego Rainforest w Australii, zapewne pod wpływem mojego wpisu „Gdzieś”, uradowało mą duszę, że inni też zobaczyli „blisko” ładny kawałek świata.
Zimą zapewne będę obserwatorem ekspedycji tych, co zechcą być odważniejsi ode mnie, oraz nie będą skąpić swoich wrażeń w przysłanych widokówkach. Przykładowo o przeżyciach wakacyjnych do Wietnamu i Kambodży podzielili się ze mną Rysiu i Jola. Zdrowo im zazdroszczę, ale sam nie zdecydowałbym się na taką wyprawę. Mnie po prostu męczy zbyt wysoka temperatura, jaka panuje w tamtej części świata. Dla nich, Kanadyjczyków, wygrzać kości w dżungli, to najlepsza kuracja konserwująca przed nadchodzącą zimą… .
A ja znalazłem na okres chłodów zajęcie niczym historycy z IPN, choć niestety nie dysponuję dotacją budżetową na ten cel. Zamierzam zdygitalizować wszystkie filmy, którymi zarejestrowałem swój życiorys od czasu mojej pierwszej kamery. Pracę rozpocząłem od naświetlonych na taśmie 8mm, a zamierzam też pobawić się zapisanymi w systemie VHS. A, że jest tego dużo, więc będę prezentował na stronie wybrane fragmenty w zapowiedzianym cyklu „prawda czasu, prawda ekranu”. Cztery filmiki, wstępnie obrobione, umieściłem w filmotece z dopiskiem – 8mm. Są to: „Komunia Jacka-8mm”, „Na łące-8mm”, „W Zielonej Górze-8mm” i „Wielkanoc w Zielonej Górze-8mm”. Zapraszam do oglądu. Z czasem będą następne, o których zapewne w kolejnych wpisach wspomnę.
Od 1 listopada wszyscy recenzują swoje i cudze dokonania, często połączone ze wspomnieniem o już nieobecnych. Ja też chciałbym rozpowszechnić parę osiągnięć bliskich memu sercu, jakie uzyskali w ostatnich miesiącach. Darek z Danusią mogą już tylko martwić się wykańczaniem wnętrz w domu na „bieszczadzkiej połoninie”. A Mirek z Małgosią zaczną sezon grzewczy własnym kominkiem w wykańczanym domu w Głogowie. Łukasz nie omieszkał oblać dyplom magistra w dobrym i właściwym towarzystwie. Zapewne „wizytacja” u Magdy w Londynie przez Jadzię należy do ciekawych wydarzeń w życiu obu kobiet.
Tyle informacji wstępnych, będących otoczką do tytułowego tematu z cyklu moich teorii. Zapewne większość z Was zakończy tu czytanie, ale cieszyć się będę, jeżeli pojawią się komentarze podobne do tych z poprzedniego wpisu o niezrozumiałym toku mego myślenia. Zdaję sobie sprawę, że zarys jakiejkolwiek hipotezy ma cechy pobieżności zagadnienia, ale żadna, pełna teoria chyba nigdy nie była zrozumiana przez ogół. Uproszczenie złożonych zagadnień często też mocno zawęża analizowany problem i wymaga pobudzenia wyobraźni odbiorcy, co też autor miał na myśli. Ta którą zatytułowałem „Teoria punktów”, nawiązuje do uwag Izy, abym nie zapominał o tym, że kiedyś ludzie byli młodzi. Myślę, że Izę jak i nie tylko ją, trapi konflikt pokoleń. Ten konkretny temat jest jeszcze w stadium moich przemyśleń. Zapewne w niedalekiej przyszłości pojawi się na tej stronie rozwikłanie tego problemu mojego autorstwa. Choć poniższa teoria być może częściowo rozpatruje te kwestie. A tak przy okazji, znajomość podstawowego prawa Coulomba ułatwić może zrozumienie poniższej hipotezy, próbującej rozpocząć opis matematyczny życia człowieka i nie koniecznie tylko poczciwego.
Teoria Punktów
Obserwując świat z kosmosu, widać tylko ładny globus, gdzieniegdzie zasłonięty chmurami. Ludzi nie widać, choć wiemy, że tam gdzieś żyją. Obserwując aglomeracje, stadiony, wiece, ludzie przypominają kolorowe główki od szpilki, ułożone jedna obok drugiej. Człowiek jest jak matematyczny punkt, choć ma cechy fizyczne, czyli podlega oddziaływaniom i sam oddziaływa. Dzień powołania do życia człowieka jest środkiem okręgu, gdzie umieszczony jest ów narodzony byt. Natomiast gdzieś w oddali po okręgu przebiega linia na której w którymś miejscu jest koniec życia, doczesnego życia. Ale za okręgiem jest cała nieskończona przestrzeń i w zależności od wiary, określa miejsce dla Boga i miejsce dla złych mocy lub nicości dla osób o materialistycznym podejściu do zagadnienia istnienia. Życie człowieka to nic innego jak prosta lub łamana, po której dąży do tego okręgu, aby przekroczyć go w miejscu od którego już po prostej dążącej do nieskończoności przemieści się tunelem ze światłem na końcu lub zostanie za okręgiem i będzie nas straszyć jako upiór czy inna mara nieczysta. Skąd noworodek ma wiedzieć jaką ścieżką udać się do linii kończącej życie doczesne. Do którego punktu na okręgu skierować swe kroki życia. Otóż o kierunku startu decydują rodzice. To oni są pierwszymi punktami oddziaływującymi na oseska w jego pierwszych miesiącach życia. Dla zobrazowania oddziaływań posłużę się analogią działania odchodzącego już w przeszłość kineskopu elektronowego stosowanego w telewizorach. Będę robił duże uproszczenia, ale gdyby te były niezrozumiałe, chętnie dodatkowo wyjaśnię lub podam odnośnik do literatury fachowej. Otóż nasz niemowlak jest jak elektron umiejscowiony na wyrzutni tychże i przyciągany przez anodę kineskopu gdzie ma zakończyć swój żywot wyświetlając punkt na ekranie luminescencyjnym. To rodzice jako siatka modulująca i katoda wypychająca określają z jakim impetem w ustawiony przez nich kierunek wyruszy młody obywatel świata. Gdyby nie było innych „punktów”, wszyscy potomkowie kierowaliby się do jednego miejsca. Takie podejście do życia i śmierci można zauważyć u plemion pierwotnych odkrywanych czy to w Afryce, czy w Amazonii, czy Azji. Ale wcale nie musi iść wzdłuż kierunku, który wyznaczyli mu rodzice. W kineskopie są płytki odchylające tor ruchu elektronu. Standardowe kineskopy odchylają elektrony polem magnetycznym, ale pierwsze robiły to polem elektrycznym. Otóż w zależności od potencjału płytek umieszczonych przy trasie elektronu, tenże odchyla się od linii prostej i kończy swoje istnienie świecąc w całkiem innym miejscu ekranu niż polecany przez rodziców centralny środek. Ten stan, który po drugiej stronie ekranu tworzy oglądany obraz ułożony przez tysiące elektronów, stanowi system demokracji, gdzie nie wszyscy myślą jednakowo, ale jednak razem tworzą historię. To taka mała dygresja. W życiu takich punktów-płytek o różnym potencjale i sile oddziaływania na umysł i wolną wolę człowieka jest dużo więcej. Zdarza się i to wcale nie rzadko, że młoda istota jest ciągana nie tylko przez mamę i tatę, ale też przez dziadków, ciotki i wujków, sąsiadów, urzędników w instytucjach oświaty państwowej i wielu, wielu innych . Zamiast iść prostą drogą, linia krzywi się i kręci się od jednej skrajności do drugiej, kręcąc się w kółko bez konkretnego celu. Znane określenie dla małego człowieka: „pępek świata”, jest chyba dobrym odzwierciedleniem tej sytuacji. W zależności od środowiska, od osób, z którymi w swym życiu zetknie się człowiek, od oddziaływującej myśli twórczej, którą zostawili już nieobecni oraz działania przekazów w mediach, ścieżka skierowana pierwotnie w dodatnią stronę przez rodziców, może zmienić wytyczony kierunek na stronę przeciwną. Tym samym nasz bohater życia, będzie zmieniać zwrot tym bliźnim, na których ma odpowiednio silny wpływ, między innymi na następne pokolenie, czyli własne dzieci. I tak dalej, i tak dalej . Myślę, że przysłowie „ z kim przystajesz, takim się stajesz” ma w tej teorii dobre umocowanie. Podobnie określenie „kręte ścieżki życia” nie odbiega od tych założeń. Teraz już tylko pozostaje spróbować przeprowadzić autoanalizę dotychczasowej marszruty naszego bytu i określić, w którą część przestrzeni kierujemy nasze jestestwo. Czy nie jest jeszcze czas zbliżyć się do jakiegoś mocnego „punktu”, który być może zmieniłby nasz kierunek swoim oddziaływaniem na … no właśnie, na jaki?
Pozdrawiam Grzegorz.
Anka - 18.11.2008 godz. 19:56
Czytam Twoją „Teorię punktów” i nadziwić się nie mogę. Niby się z nią zgadzam …, ale nie rozumiem, dlaczego jedni przekroczą okrąg i świecącym tunelem przemieszczą się w nieskończoność, a inni zostaną za okręgiem, by nas straszyć jako mary nieczyste. Wydaje mi się, że wszyscy przemieszczają się w nieskończoność poza okrąg życia, tylko jednym świeci światło jaśniej i radośniej, a innym jest trochę ciemno i straszno, więc trzymają się jakiś czas tego okręgu. I tylko dzięki nam może im światełko rozjaśni tę drogę w nieskończoność…
Anka - 18.11.2008 godz. 19:57
Pozdrowienia dla Ireny i Jurka
Grzegorz - 18.11.2008 godz. 20:39
Bardzo dobrze Aniu odczytałaś teorię. W tym uproszczeniu przeoczyłem określić kąt podejścia do linii okręgu. Kto idzie prostą drogą, ten ją przekroczy prostopadle, a kto kluczy może podejść do niej stycznie. Wiara poszerza koło życia do nieskończoności, a jej brak ogranicza nawet wyobraźnię. Zapewne więcej popełniłem niedomówień, ale cieszę się, że mimo takich ułomności, zachęciłem do rozważań. Czekam na następne dociekania. Grzegorz
IJG - 29.11.2008 godz. 23:43
Dziękujemy za pozdrowienia.Wzajemnie pozdrwiamy serdecznie.
Leszczu - 21.02.2009 godz. 11:25
„Do którego punktu na okręgu skierować swe kroki życia”. Trochę bredzisz z tym kineskopem szwagier. Ale w sumie niezły wywód. Tak jest nas miliony, głowy jak szpilki punkty na stadionie i oddziaływujemy na siebie. Oddziaływanie to jak mawiał nasz ex prezydent ma plusy dodatnie i plusy ujemne. Ja już mam dość plusów ujemnych i kieruję swoje kroki życia tam gdzie punktów – szpilek – głów jest jak najmniej w Bieszczadzką Dzicz bo dużo korzystniejsze jest oddziaływanie przyrody i zwierząt niż owych punktów.