„Nie ma brzydkich kobiet a te, które są, są same sobie winne, bo nic nie robią ze sobą.” Z tym poglądem zapewne wielu się nie zgodzi, a już z pewnością panie…. Choć kto wie. Mogę się mylić na tyle, na ile znam tę płeć. W naturze kobiet (jest też pewna odmiana mężczyzn) jest stroić się, malować, perfumować, otaczać kwiatami, bibelotami i czym tam jeszcze. Są nawet skłonne zadbać o schludny i wyprasowany wygląd towarzyszącej jej niepotrzebnej płci, aby być w kręgu zachwytu otoczenia. Myślę, że każdy czuje się przyjemnie i chętnie zawiesi oko na ładnym i ze smakiem ustrojonym stworze z żebra Adamowego. Po co ten wstęp? Otóż doszedłem do analogii, że miasta, choć rodzaju nijakiego,(ale metropolia to już rodzaj żeński) są właśnie jak kobiety. Zauważyłem, z czego się cieszę, że powoli i skutecznie większość siedzib ludzkich remontuje się, rozbudowuje domy, odnawia je i upiększa otoczenie. Miasta i dzielnice o układach urbanistycznych tworzonych przez niezależnych architektów (tak myślę), tych jeszcze sprzed pożogi wojen światowych, dziś w odnowionych barwach i otoczone zielenią, zachwycają każdego i swą atrakcyjnością umilają pobyt tubylcom i przyjezdnym. Takim przykładem dla mnie jest Zielona Góra, której gościem jestem, co najmniej raz w roku. Lubię spacerować i rozglądać się po „szczegółach” tego „miejskiego ponętnego ciała”. Jest jeszcze wiele miast, które motają się z powierzeniem wystroju tzw. specjalistom. Przeważnie byli i na nieszczęście jeszcze są to „duże dzieci”, którzy zachłysnęli się wytworem socjalistycznego „lego”, jakim są klockowate budowle nazywane dumnie wieżowcami, a które powciskali mieszkańcom albo jako nieprzystające architektonicznie plomby w centrach, albo ułożyli dla swych obywateli „ambitne” dzielnice-„sypialnie”. Mam nadzieję, że nie takie wydarzenia jak w Gruzji, będą eliminowały te stwory z krajobrazu miast, ale wyspecjalizowane ekipy przebiorą w ładne architektonicznie „sukienki”. Ale takie, aby na jednym balu nie było dwóch takich samych, bo łatwo o skłócenie się z krawcową. Zapraszam na tendencyjny spacerek po Zielonej Górze, gdzie tak jak na wszystkich moich filmikach, rozglądam się po „wypukłościach” powierzchni miejskich.
Grzegorz.
* Dla tych, co nie lubią gwaru ulicy, proponuję wyciszyć głos, a w tym czasie odsłuchać oferowaną przeze mnie muzyczkę z „umilacza” tutaj lub na górze strony.
Anka - 6.09.2008 godz. 18:27
Z przyjemnością udałam się na spacer po Zielonej Górze w rytmie „umilacza muzycznego”z lat trzydziestych.