Ledwo cieplejsze powietrze musnęło nozdrza przechodnia, a kwartał prawie minął, jak nie przymierzając… . Oj chyba pod deklem coś mi się poprzestawiało.
W głowie, jak na czas przedwiośnia przystało, zaczynają kiełkować różne myśli, niekoniecznie poprawne „politycznie”. Na polityce nie zamierzam się znać, ale medialne interpretacje styku gospodarki z polityką, skłoniły mnie do nadinterpretacji ostatnich wydarzeń. Historia naszego narodu nie obfitowała w wiele okresów spokoju i wzrostu gospodarczego. A mam na myśli zarabianie i zyskiwanie dla siebie, czyli dla Polski. Większość dziejowego czasu poświęcaliśmy na pomnażanie majątku obcym, czy to zaborcom, czy też okupantom. Kto nie chciał, przeważnie ginął w zrywach powstańczych lub jeszcze wydajniej musiał odpracowywać swój patriotyzm na zsyłkach. Jesteśmy już tak ukształtowani przez wieki, że każde, ale to każde podejrzenie o sprzyjanie własnemu interesowi jest powszechnie naganne, pomimo nie popełnienia żadnego przestępstwa. Samo podejrzenie prywaty, nakazuje nam Polakom ustanowić prawo zakazujące rozwijania się, jeżeli istnieje tylko obawa o możliwość popełnienia podobnego wykroczenia. Wygląda na to, że duch zaborcy dobrze lobbuje w umysłach naszych parlamentarzystów i medialnych śledczych.
Odkryłem pewną ciekawostkę ze świata nauki, a dokładnie historii rozwoju matematyki. Zainspirowało mnie do przemyśleń wydarzenie z roku 1299, kiedy to władze Florencji zakazały używania zera w zapisach księgowych i rejestrowych, jako odpowiedź na coraz powszechniejsze stosowanie arabsko-hinduskiego zapisu w rozliczeniach finansowo-towarowych ówczesnych kupców. Tzw. kręgi naukowe nie mogły zaakceptować w oficjalnej matematyce pustki czyli zera, liczby nic nie przedstawiającej.
Jak się okazuje z następnych 700 lat, rozwój i postęp cywilizacyjny, świat zawdzięczać powinien chyba „zeru”. Można się uśmiać. Ha, ha. Ale jak było i jest naprawdę? Może rzeczywiście zero nie istnieje, a to matematyczne pojęcie tylko upraszcza albo może i komplikuje problemy. Zero utożsamiamy z początkiem, ze startem w ogóle. Tylko gdzie jest zero? Z niemożności określenia początku, wprowadzono liczby ujemne na określenie tego co wiemy, że znajduje się „wcześniej”. Ale liczby te ciągną się w nieskończoność. Jak dotąd, naukowcom nie udało się osiągnąć zera bezwzględnego temperatury, pomimo wyliczenia tej wartości. I nie zapowiada się, aby technologicznie udało się to zrobić. Żyjemy w jakimś tam odcinku na osi czasu i mamy pewność, że to my się nie mylimy, a mylili się nasi historyczni poprzednicy. A może dzięki nadgorliwcom i awangardystom jednak zboczyliśmy z właściwego kierunku i brniemy ze sztucznym zerem bezsensownie w przeciwległe miejsce nazwane końcem. I jak można wywnioskować, to końca też nie ma. Więc dokąd ludzkość, a zwłaszcza Polacy, zmierzamy … ? Tyle filozofowania.
Gubienie, szukanie i odnajdywanie jest zjawiskiem ciągłym. Odnoszę wrażenie, iż zaganianie w życiu codziennym, wywołuje permanentny brak czasu, a to owocuje zagubieniem się wśród przyjaciół. Ale jest i dobra nowina. Otóż zagubieni w „wielkim wybuchu” zrywu niepodległościowego z lat osiemdziesiątych i dalszych czasów na krańcach Europy i Świata, byli się odnaleźli i dzięki portalom społecznościowym w Internecie skomunikowali się ze mną, o czym informuję i zamieszczam ich mniej więcej aktualne odbitki.
Maurycy vel szkolny „Marek” z żoną. Zdjęcie z okolic Paryża.
Tadek z Renią. Fotka chyba z okolic Fortuny koło Murci w Hiszpanii.
Czekam na następne odnalezienie się kolegów i koleżanek „zmarnotrawionych” historią naszego pokolenia. Grzegorz
Anka - 16.03.2009 godz. 17:02
Losy moich kolegów i koleżanek ze szkolnych lat są mi prawie nieznane. Kilku już nie żyje, kilku emigrowało…a o reszcie moja wiedza jest bliska zeru. Dlatego cieszy mnie, że Ty Grzesiu odnalazłeś dzięki swojej stronie swoich kolegów. To nasze „Polskie Piekiełko” na pewno miało i ma wpływ na nasze losy.